12 lutego 2016 roku, na brytyjskim portalu bbc.com pojawia się artykuł autorstwa Angusa Crawforda pt.”Paedophiles use secret Facebook groups to swap images” w której opisuje, w jaki sposób na FB zboczeńcy z całego świata w najlepsze wymieniają się dziecięcą pornografią.
Oczywiście jak to Facebook, robił PR-we akrobacje, żeby udowodnić, że jest inaczej, bo reaguje na zgłoszenia i usuwa takie treści na bieżąco. Jednak jak przytacza dziennikarz zgłoszenie grupy o nazwie „cute teen schoolies”, gdzie były dwuznaczne zdjęcia 10 i 11-latek nie przyniosło skutku, bo w odpowiedzi dostał informacje, że grupa „nie naruszały standardów społeczności”. Brzmi znajomo? Podobnie było przy raportowaniu grupy „we love schoolgirlz” – Facebook też nie widział powodu, żeby usunąć grupę. Kilka miesięcy potem na indonezyjskim Facebooku powstała jedna z największych pedofiliskich grup zwana Loli Candy, tylko w odróżnieniu od opisywanych grup przez redaktora bbc.com, ta nie była tajna.
„Kariera” Wawana
Założycielem i głównym graczem w grupie był Wawan, który naprawdę nazywał się Moch Bachrul Ulum, syn biednych rolników z prowincji, bez formalnego wykształcenia, zabijający czas w kafejkach internetowych. Jak sugeruje sam Wawan, był tak zdolny, że samodzielnie „nauczył się internetu” w wieku 8 lat. Oczywiście w filmie dokumentalnym na ten temat stwierdził, że nie jest pedofilem, a wszystko robił „z ciekawości’, bo myślał, że to legalna „nowa forma pornografii”. Policja namierzyła Wawana po zdjęciu, jakie wrzucił na grupę. Fotografia dotyczyła 5-letniego dziecka sąsiadów, ale na szczęście w tle był motor z rejestracją, która pozwoliła ustalić miejsce zamieszkania Wawana. Na moment aresztowania miał 25 lat i mimo grożącej mu kary śmierci, bo taką karę przewiduje dla pedofili indonezyjskie prawo, dostał tylko 6 i pół roku.
2 dolary miesięcznie
Prócz spełnienia pedofilskich zapędów Wanan miał konkretne korzyści z grupy, które wymienia Syailendra Persada, redaktor witryny temp.co. Dziennikarz rozmawiał z Wawanem wielokrotnie podczas przygotowywania raportu o skali pedofilii. Persada zauważa, że Wanan miał z tego pieniądze, bo wrzucał linki do treści pedofiliskich, ale z pośrednim obejrzeniem reklam, co dawało mu ok. 2 dolarów miesięcznie. Za taką kwotę można doładować telefon. Za najtańszą kartę do telefonu Wanan wyceniał zdrowie i życie dzieci.
Drugim czynnikiem jaki dawał benefity założycielowi grupy to był dziwnie pojmowany podziw ludzi z całego świata. Wawan – jak wspomniałem – pochodził z biednej wiejskiej rodziny, ale przez większość czasu był wychowywany wyłącznie przez mamę, która nie miała pieniędzy, żeby posłać do szkoły. Ostatecznie Wawan odkrył „możliwości” internetu i nawet został operatorem w jednej z kafejek, w których przesiadywał wcześniej godzinami, co teraz dawało mu nieograniczony dostęp do sieci i „szacunku”. Ostatecznie udowodniono mu skrzywdzenie kilku ofiar.
Geneza i zasady grupy
Jak twierdzi Wawan, na początku grupa Loli Candy była zbieraniną fanów anime i mangi, a jeszcze wcześniej działała na WhatsApp, ale tam limit ludzi w grupie wymiótł członków na FB. Jednak z czasem pierwotny admin przestał się udzielać w grupie i „zwinął interes”. Wtedy Ulum wpadł na pomysł, żeby samodzielnie założyć podobną grupę i nawet nadał jej identyczną nazwę. Na początku były faktycznie treści anime, ale z czasem zaczęły się pojawiać treści pornograficzne idące w kierunku pedofilskim, i jak ujął to sam Wawan, „nie dało się tego uniknąć”.
Grupa była jawna, do grupy mógł się dodać każdy i nie było jakiejś specjalnego systemu poleceń. Jedyny wymóg w grupie był skupiony na aktywności. Wrzucasz treści, zwłaszcza świeże, zostajesz. Nie ma twojej aktywności – wypadasz. Grupa stworzyła nawet specjalne reguły wrzucanych treści, które uwierzytelniały je jako całkowicie nowe – trzeba było m.in. napisać współrzędne GPS lub wskazać miejsce, gdzie było robione zdjęcie (co pewnie potem pomogło znacznie policji).
Prócz dewianckich wrzutek w formie wideo i zdjęć, były też „merytoryczne” rozmowy np. jak zastraszyć dziecko albo jak zatrudnić się w przedszkolu.
Mama wkracza do akcji
Jedną z pierwszych osób, która zauważyła problem była 29-letnia Risrona Simorangkir, która sama miała dziecko. Przeczytała na jednym z portali informacyjnych o pedofliskim spędzie na FB i ostrzegła inne mamy na grupie w której działa. Początkowo ją wyśmiano wskazując, że przesadza, ale potem wraz z 4 znajomymi potajemnie dodali się do Loli Candy i udokumentowali zrzutami ekranu treści na grupie, co przerodziło się w małą kampanię ostrzegawczą dla innych rodziców. W tym samym czasie Michelle Lestari, przyjaciółka Risrony, która razem z nią infiltrował grupę, zgłosiła wszystko na policję.
Jednym z pozytywnych aspektów całej sprawy, jakie wspomina Risrona, była zmiana ustawień prywatności jej własnego profilu, gdzie wcześniej wrzucała bezrefleksyjni zdjęcia swojego dziecka.
Grupa spada z planszy
Ostatecznie w 2017 roku Policja, dzięki informacjom z zewnątrz i nowo powstałej jednostce policji do spraw cyberprzestępczości zauważa problem i zaczyna działać. Początkowo jak zdradza szef cyber-służb, Dhany Aryanda, grupę obserwowano z ukrycia. Policja oczywiście nie mogła przez dłuższy czas mieć kreta w grupie, bo wiązało by się to z wymogiem wrzucania własnych treści, więc detektywi dyskretnie obserwowali grupę prawdopodobnie nowymi kontami. Na początku śledztwa na grupie było 6000 i w ciągu tygodnia ta liczna skoczyła do 8000. Podczas pracy operacyjnej policja ustaliła, że na grupie znajduje się ok. 10 tysięcy zdjęć i filmów wideo. Dalsze śledztwo ujawniło też 11 podobnych, powiązanych z Loli Candy, grup na WhatsAppie i Telegramie.
Na głównej grupie administratorami prócz Wawana były jeszcze 3 inne osoby. Siha lat 17, które twierdziła, że nie jest pedofilką, tylko robiła to dla Wawana. T-Day, 17 lat i Dede – lat 22. Zgodnie z indonezyjskim prawem Siha i T-day byli jeszcze dziećmi, a cała czwórka nigdy się nie spotkała.
Tutaj Facebook nie miał wyjścia i musiał już reagować. We współpracy z policją podał różne dane w tym prawdziwe numery telefonów na które rejestrowali się pedofile. Pomogła również sama analiza zdjęć – i jak wspomniałem wcześniej Wawan wpadł, bo na zdjęciu umieścił motor z rejestracją należący do sąsiada.
Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem
Przywoływany na początku artykułu Angus Crawford zauważył, że na 20 żądań o usuniecie zdjęć FB zareagował poprawnie wyłącznie w 4 przypadkach (część zdjęć usunęli potem sami użytkownicy). Jakim cudem Facebook ma 20% „skuteczność” w walce z takimi groźnymi przestępcami? Jakim cudem Facebook nie zauważył jawnie działającej ogromnej grupy pedofili?
Moim zdaniem są trzy powody. Pierwszy to ruch. Im większy, tym więcej zaangażowania użytkowników i więcej pieniędzy dla firmy. Też nie chce, żeby powstawały teorie spiskowe, że siatki pedofili, czy innych gangów przekazują Zuckebergowi pieniądze w tajnym bunkrze gdzieś na Antarktydzie, ale faktem jest, że dzisiejszy scamerzy często wykupują reklamy „legalnie” , więc brudne pieniądze z przestępczego półświatka zasilają konto Facebooka. I to jest fakt.
Drugi powód to efekt skali. Facebook ma miliardy użytkowników na całym świecie i prawdopodobnie nie ma zasobów ludzkich, żeby reagować na wszystkie zgłoszenia „ręcznie”, więc rozwiązaniem była automatyzacja i boty. Boty, które nie potrafią myśleć i to pewnie od nich dostajesz wiadomość, że „zgłoszone treści nie naruszają standardów społeczności”. Tu problem może rozwiązać AI, ale jak widać po „reklamach” na FB, cybergangsterzy są daleko w tej materii przed firmą Zuckenberga.
Trzecia i ostatnia przyczyna takiego stanu rzeczy to metody prymitywnego szyfrowania, jaką stosowali członkowie grupy. Używali umówione hasła oraz zakrywali na fotografiach wrażliwe części ciała, żeby za chwilę wkleić skrócony link (bez słów kuczowych) do oryginału gdzieś na bullet proof hostingu. Tylko tutaj trzeba zauważyć, że zapewne nie wszyscy członkowie używali „branżowego slangu”, a treści zgłaszane przez ludzi, których nie wyłapywał bot, bo były prawie zawsze ignorowane.
Finał
W marcu 2017 aresztowano i skazano 4 adminów grupy oraz lokalnych członków grupy. W ich mieszkaniach policja zabezpieczyła komputery, telefony i pendrive’y. W między czasie cyber-służby wysłały ustalenia śledztwa do swoich odpowiedników w 63 krajach, w tym do FBi, co pozwoliło na dalsze aresztowania. W 2018 roku po likwidacji oryginalnego Loli Candy powstała identyczna grupa, która dzięki policji została szybko zdjęta. Prawdopodobnie gdzieś teraz na FB działają jawne i tajne grupy pedofili, których Facebook „nie widzi”, a nieświadomi niczego rodzice ciągle bezrefleksyjnie wrzucają na social media zdjecia swoich dzieci w trybie „publicznym” dając pożywkę takim cyfrowym gangom. Mimo kary śmierci czy groźby fizycznej kastracji, które funkcjonują w indonezyjskim kodeksie karnym za seksualne procedery przeciwko dzieci, Indonezja przoduje w tego rodzaju cyberprzestępstwach.
Źródła:
- https://www.youtube.com/watch?v=Myww8UZmo5U
- https://www.vice.com/en/article/ez8qzz/indonesian-facebook-group-with-over-600-illicit-images-of-children-busted-by-police
- https://en.antaranews.com/news/110068/indonesia-cautioned-of-being-targeted-by-pedophiles
- https://www.bbc.com/news/uk-35521068
- https://en.brilio.net/news/police-arrest-four-pedophilia-facebook-group-admins-1703160.html
- https://www.bbc.com/news/world-asia-39300320